Otóż okazuje się, że pomimo niewątpliwej obfitości życia na naszej planecie, dla postronnego obserwatora z odległej cywilizacji Ziemia wcale nie wygląda na aż taką zachęcającą. Astronomowie z uniwersytetu w Waszyngtonie doszli do takiego wniosku po zaaplikowaniu dla naszej rodzimej planety specjalnego systemu wyliczeń. Opracowany został on w zeszłym roku, a jego zadaniem jest wyliczanie szans na znalezienie życia na odległych ciałach niebieskich.

Zdaniem jednego z badaczy, Rory’ego Barnesa, gdybyśmy dostrzegli Ziemię używając obecnie dostępnej nam technologii, obliczenia wskazałyby nam tylko 82% prawdopodobieństwa. Nasze szanse zaniża jeden istotny czynnik. Mianowicie, chodzi o to, że Niebieska Planeta znajduje się zbyt blisko otaczającej Słońce strefy, w której temperatura wchodzi na poziomy uniemożliwiające rozwinięcie się jakiegokolwiek życia. My, rzecz jasna, wiemy, że jesteśmy co prawda rzeczywiście niedaleko tego zabójczego obszaru, lecz dla oddalonego obserwatora jest spora szansa, że nasz dom jest tylko gigantyczną, kosmiczną prażynką.

Obniżenie naszych teoretycznych szans na przetrwanie raczej nikomu nie spędzi oka z powiek. Odkrycie to za to może być niezwykle istotne dla prób odnalezienia życia we wszechświecie. Skoro bowiem nawet Ziemia teoretycznie nie daje stuprocentowych szans, to niewykluczone, że pomyliliśmy się co do wielu innych planet, które rozważaliśmy jako potencjalnie zamieszkałe przez mniej lub bardziej rozwinięte istoty.

Jest też druga strona medalu. Jeżeli nie jesteśmy we wszechświecie sami i ktoś tak jak my poszukuje towarzystwa, może się okazać, że odpuścili sobie próby kontaktu z nami ponieważ ich zdaniem po prostu nie istniejemy. Tak więc, nie porzucajcie nadziei wy, którzy liczycie na jakieś bliskie spotkanie trzeciego stopnia – może nasi odlegli współmieszkańcy wszechświata jeszcze przemyślą swoje obliczenia i dojdzie do, miejmy nadzieję pokojowego spotkania dwóch cywilizacji.