Wyjazd

Gorącym orędownikiem mojego wyjazdu na Północ Rosji był mój przyjaciel – znany w Polsce rosyjski dziennikarz Leonid Swiridow.

– Nie kombinuj! Nie martw się na zapas! Jedź i pisz, co zobaczysz. Dostaniesz zaświadczenie, że przygotowujesz reportaż dla redakcji. Taki „kwit” w Rosji zawsze się przyda. Zorganizuję ci w Niandomie i Buraczisze spotkania z władzami samorządowymi. Znajdziemy miejsce na „twoją tablicę”. Jedź! – przekonywał mnie Lonia.

No i przekonał. Podczas gdy my z Grzegorzem załatwialiśmy formalności wyjazdowe (wizy, vouchery, ubezpieczenia, itp.) Leonid „ogarniał” sprawy w Rosji. Przekonanie polskiej Redakcji Internetowej „Głosu Rosji” do opublikowania reportażu przeszło mu łatwo – w ogóle nie było sprawy. Ale prawie poległ na kontakcie z władzami Niandomy. Nie odpowiadali na emaile (bo ponoć nie dochodziły), w rozmowach telefonicznych unikali jakichkolwiek deklaracji. Na wieść, że już jedziemy stwierdzili, że będziemy w weekend, a oni wówczas nie pracują. Choć red. Swiridow nigdy tego nie powiedział, to nie ulegało dla mnie najmniejszej wątpliwości, że samorząd Niandomy boi się spotkania z polskim dziennikarzem, jak w 1940 r. polscy zesłańcy zsyłki w tę okolicę.

Rozsądny kontakt pojawił się zaledwie kilka dni przed naszym przyjazdem do Niandomy. Lonia poprosił o pomoc redakcję miejscowego tygodnika „Avangard”. Telefon odebrała red. Ania Gusielnikowa.

- Polacy, dziennikarze? U nas? Nie ma sprawy – miała odpowiedzieć.

I rzeczywistość wróciła na tory normalności.

Z szacunku dla przodków

Do 20–tysięcznej Niandomy, jak i sąsiadującej z nią wioski Buraczicha, można się dostać pociągiem z Moskwy lub Sankt Petersburga. Można też, jak my – samochodem. Drogi w Rosji są fatalne i podróż zawsze wiąże się z przygodą, ale udało nam się dojechać.

Nie byłoby starej Niandomy bez Kolei Północnej, tej zaś bez rodziny Mamontowów: ojca – Iwana Fiodorowicza i jego syna – Sawwy Iwanowicza (1841- 1918). To właśnie im Moskwa i Petersburg zawdzięczają bliższy kontakt z dalekim Archangielskiem. W 1894 r. rozpoczęto budowę kolei wąskotorowej Wołogda – Archangielsk (ok. 750 km.). Ukończono ją już 4 lata później. W 1905 r. w Niandomie mieszkało blisko 1,5 tys. ludzi. W latach 1915 – 1916 przebudowano kolej wąskotorową na szerokotorową. Na przełomie XIX i XX w. miasteczko było architektoniczną perełką . Dziś jest w głębokim kryzysie. Władze samorządowe nie mają pomysłu na miasto. Nie myślą, jak wykorzystać potencjał jego i całej okolicy (ponad 500 jezior!), by przyciągnąć doń ludzi i kapitał.

Rankiem, po przyjeździe, z nad wyraz skromnego hoteliku (ale zachowującego „standard cenowy” Zachodniej Europy) zabrała nas red. Anna Gusielnikowa. Pojechaliśmy na spotkanie do jednoizbowego muzeum w Niandomie. Na miejscu czekali ciekawi ludzie i stół zastawiony ciastami, napojami, powidłami. Miło było od początku, a dziwnie trochę i obco naprawdę tylko przez chwilę.

Ania, dyrektorka muzeum – Elena Kuzniecowa i szefowa biblioteki – Galina Iwanowna zrobiły nam cudowną niespodziankę. Na spotkanie zaprosiły swoich znajomych z Niandomy, o których wiedziały, że mają polskie korzenie. Przyszła więc Pani Larisa Zotiewa i bracia Wadim i Walerij Strumińscy. Świetne to było spotkanie! Są i czują się Rosjanami, ale pamiętają, że ich przodkowie pochodzą z Polski. Przyjechali w te strony nie w latach 40 minionego wieku, lecz jeszcze w XIX w. I nie byli carskimi zesłańcami, jak można by sądzić. Przyjechali dobrowolnie, by żyć. Nasi nowi znajomi pokazywali nam swoje „polskie relikwie”: zdjęcia pradziadów, stare listy, książki wydane jeszcze w XIX w., stare obrazki Matki Boskiej. Cała trójka to ludzie wpisujący się w elitę Niandomy. Są Rosjanami, choć wiedzą, że płynie w nich polska krew. Nie myślą o emigracji do Polski, ani Karcie Polaka. Nic z tych rzeczy! Żyją na Północy Rosji i są szczęśliwi. Szanują tylko kraj przodków. Było wesoło i wzruszająco zarazem. Żałuję, że byliśmy ze sobą tak krótko.

Wszystkich nas zdominowała Elena Kuzniecowa. Ale tak bardzo pozytywnie. Po części edukacyjnej (historia Niandomy i jej okolic) i kulturalno – towarzyskiej (spotkanie z Polonią) dała sygnał wyjazdu.

Ruszyliśmy do Buraczichy – celu naszej podróży.