Masakry miał dokonać sierżant amerykańskiej armii, który miał się oddalić o kilkaset metrów od swojej bazy w południowym Kandaharze i otworzył ogień do śpiących cywili. Później powrócił do bazy i oddał się do dyspozycji swoich przełożonych.
Prezydent Barack Obama niezwłocznie potępił ten incydent i przekazał kondolencje rodzinom ofiar. Naczelny dowódca sił Stanów Zjednoczonych w Afganistanie, generał John Allen, nazwał niedzielny incydent "odrażającym" i "w najmniejszej mierze nie reprezentującym wartości reprezentowanych przez żołnierzy koalicji" , pisze portal informacyjny „Wirtualna Polska”.
Prezydent Afganistanu Hamid Karzaj, nie przebierając w słowach, nazwał incydent "celowym zabójstwem niewinnych cywilów", którego nie można wybaczyć. Zdaniem wielu znawców problemu ten incydent może mieć negatywny wpływ na relacje Waszyngton – Kabul.