Mogę zrozumieć, że nie każdy musi Józefa Piłsudskiego wielbić. Marszałek był wybitnym mężem stanu i jednocześnie nieuleczalnym romantykiem politycznym, któremu na domiar złego brakowało też często konsekwencji w realizowaniu swoich wizji. Nie ulega jednak wątpliwości, że kochał Wilno i Litwę. I nawet litewskim nacjonalistom warto tę jego miłość spróbować zrozumieć, nawet jeśli jego działania, które z niej przecież wynikły, są dla nich nie do przyjęcia. Historia stosunków polsko-litewskich nie jest historią łatwą, a akty wandalizmu na pewno nie ułatwiają ani jej zrozumienia, ani dyskusji na nią.
Nie jest to niestety pierwszy przypadek polsko-litewskiej wojny z pomnikami. W nocy z 21 na 22 sierpnia ub.r. nieznani sprawcy w gminie Puńsk, zamieszkałej w przeważającej części przez Litwinów, zamazali tablicy z nazwami szeregu miasteczek i wsi w języku litewskim białą i czerwona farbą, zaś znajdujący się w Puńsku pomnik na cześć pierwszego litewskiego przedstawienia teatralnego obleli farbą i wypisali na nim słowo „Falanga”. Dwa miesiące później do aktu wandalizmu, tym razem skierowanego przeciwko Polakom, doszło na cmentarzu parafialnym w Święcianach - oblano farbą krzyże na mogiłach polskich legionistów oraz tablice pamiątkowe w językach polskim i litewskim, wymalowano na nich swastyki. Ostatnio zniszczono, podczas odnowy zabytkowego budynku przy ulicy Goštauto 1 – dawnej siedziby Towarzystwa Przyjaciół Nauk w Wilnie, historyczny polski napis na głównej fasadzie budynku…
Po wydarzeniach w Puńsku w Internecie po stronie polskiej znalazło się spore grono osób, uważających że za zniszczeniem litewskich tablic i pomniku w Puńsku stoją... sami Litwini. Po akcie wandalizmu w Święcianach dokładnie takie same teorie spiskowe wysuwali litewscy internauci: „To nie mogli zrobić Litwini. To nie jest charakterystyczne dla Litwy. To zapewne sprawka samych Polaków, których denerwuje, że Litwa nie reaguje na ich chamskie wybryki”…
Twórcy teorii spiskowych, jakich pełno w Internecie, pewnie również te napisy na Rossie zrzucą na karb polskich nacjonalistów. Niestety doskonale wiem, że nie brakuje na Litwie zakompleksionych łysogłowych idiotów, którzy „walkę o litewskość” rozumieją w taki zboczony sposób: nacjonaliści, faszyści, ksenofobi, jednym słowem litewska wersja tych debili z Polski, którzy w podobny sposób rozprawili się w ubiegłym roku z litewskimi napisami i pomnikami w Puńsku. Idiotyzm nie zna granic. Idiotyzm nie ma narodowości. Hurrapatriotyczne brednie wypisywane przez nawet bardzo poważne media, że już o różnych komitetach, stowarzyszeniach i związkach narodowców czy „patriotów” nie wspomnę, natchnęły najwidoczniej po raz kolejny kilku narodowo zaangażowanych gówniarzy do „akcji odwetowej”.
„Rząd oraz ja sam osobiście zdecydowanie potępiamy i w przyszłości będziemy potępiać akty wandalizmu, nieważne, czy będzie to dotyczyło grobów żołnierzy polskich, rosyjskich, żydowskich, niemieckich czy litewskich” – powiedział po wydarzeniach w Święcianach premier Litwy Andrius Kubilius. Akty wandalizmu na Rossie natychmiast i stanowczo potępił litewski minister spraw zagranicznych Audronius Ažubalis. Ale tak naprawdę i rząd, i my wszyscy mamy dużo więcej do zrobienia by można było Litwę nazwać ponownie krajem otwartym i tolerancyjnym. Tolerancji nie da się oczywiście wprowadzić dekretem albo ustawą. Jednak za pomocą prawa można wprowadzić atmosferę „zera tolerancji" dla wszelkich przejawów nacjonalizmu i ksenofobii. Skoro nie możemy nauczyć tolerancji za pomocą szkoły czy artykułów w prasie, być może najwyższy czas zacząć „uczyć” także za pomocą kodeksu karnego?
„Uprzedzenia etniczne znikają, lecz powoli. Można im pomóc przejść przez próg zapomnienia: nie za pomocą ciągłego przypominania, że ich podtrzymywane jest rzecz nierozsądną i niegodziwą, ale odcinając podstawy istnienia owych uprzedzeń” — uważał wybitny amerykański socjolog Robert K. Merton. Ten cały nacjonalistyczny idiotyzm będzie istniał tak długo, jak długo będziemy go tolerowali, jak długo w takich przypadkach jak ten w Święcianach czy ten w Puńsku będziemy tylko poszukiwali tajnych spisków i agentów oraz „patriotycznych” wyjaśnień ich działań.
Pozostaje więc mieć nadzieję, że policjanci jak najszybciej wyłapią tych „malarzy”. Chorych na nacjonalizm trzeba czym szybciej leczyć. I najlepiej w zakładach karnych. Nieleczeni stają się bowiem niezwykle groźni dla otoczenia. Inny (austriacki) malarz dostarczył nam przed laty na to niezbitych dowodów.