Pozostawię bez odpowiedzi typków ukrywających się pod hasłami “kto ty” czy “greg”, którzy widzą mnie agentem saugumy lub prowokatorem, ale udzielę odpowiedzi Pani czy Panu “To nieprawda”, którego autor stwierdza, że zaraz po wojnie nie było żadnej rusyfikacji i lituanizacji szkolnictwa polskiego w LSRR i że nie dałem wyczerpującej odpowiedzi na pytanie: dlaczego tak jest?Przypomnę, że dotyczyło ono faktu nieuczęszczania dzieci z rodzin polskich do szkół z polskim językiem wykładania, sięgającym 40 %.

Kto uważnie przeczytał artykuł, chyba znalazł odpowiedź na to pytanie, która leży na powierzchni artykułu. Dla tych zaś, kto nie znalazł, powiem, że na to złożyły się następujące wydarzenia historyczne oraz fakty z teraźniejszości. Po pierwsze, fizyczne unicestwienie inteligencji polskiej oraz jej wywózki z terenów Wileńszczyzny w głąb ZSRR w latach 1939-1941 oraz fizyczna jej eksterminacja w latach1941-1944, a także tzw. repatriacja w latach 1944-1946 oraz 1955-1959 do PRL. Po drugie, masowe wywózki na wschód całych polskich wsi z tych terenów w okresie kolektywizacji w latach 1948-1952. Po trzecie, zasiedlenie tych terenów elementem rosyjskim, po czwarte, wzmożona sowietyzacja szkół polskich w latach 1946-1990, idąca w parze z rusyfikacją, po piąte, postępująca lituanizacja w naszych czasach, jakby żywcem wzięta z Kowieńszczyzny lat międzywojennych. Jest jeszcze po szóste, czyli chęć części rodziców do oddawania dzieci do szkół litewskich, jak kiedyś do rosyjskich, ale to już ich wybór, tyle że chybiony. Nie muszę chyba tłumaczyć,czym jest dla każdego narodu pozbawienie go inteligencji, którą początkowo chcieli wyniszczyć ci ze wschodu, potem ci z zachodu, by potem, gdy pojawił się twór państwowy o nazwie PRL, zmusić ją do wyjazdu na tzw. Ziemie Odzyskane. Rolników zaś oraz wartościowych specjalistów “nie wypychano” z całych sił w nieznane, bo któż by karmił Wilno i cały region, a także naprawiał warsztaty i doglądał odbudowy i budowy zakładów przemysłowych.

W tym też komentarzu jego autor dotyka okresu sprzed I wojny światowej oraz lat 1920-1939 na Wileńszczyźnie, o jakich ja nie pisałem, i skarży się na polonizację Litwinów na tych terenach. Odpowiem mu, że rzeczywiście to miało miejsce, ale jako reakcja odwetowa na poczynania władz Litwy Kowieńskiej w stosunku do Polaków oraz ich placówek kulturalnych, w tym szkół, na tamtych terenach. A poczynania te były wielorakie, szczególnie po roku 1926, kiedy zaczęto zamykać polskie szkoły, odmawiać akredytacji polskim nauczycielom oraz masowo zapisywać Polaków Litwinami. Temu oponentowi radzę przeczytać artykuł historyka Michała Wołłejko zatytułowany “Cel: pozbawić Polaków szkół”. W nim autor przytacza sporo faktów ilustrujących agresywne poczynania władz kowieńskich wobec oświaty polskiej oraz podaje dane statystyczne: ile szkół było w roku 1918, a ile zostało w 1940.

Inny mój oponent,ukrywający się pod imieniem Wiktor, oskarża mnie o sowiecki sposób myślenia oraz twierdzi, że w krajach demokracji zachodniej nauczanie w szkołach różnych typów odbywa się tylko w języku państwowym. Zgadzam się, tylko odpowiem, że absolutnie nie dotyczy to litewskich Polaków, gdyż nie są oni żadnymi imigrantami, lecz tubylcami na tej ziemi. A skoro tak-muszą mieć ustawowo zagwarantowane nauczanie w języku ojczystym oraz możliwość obcowania w tym języku w urzędach na terytorium zwartego zamieszkania. Mówię tu o języku lokalnym na Wileńszczyźnie, który powinien być im ustawowo zagwarantowany. Temu mojemu adwersarzowi widać marzą się szkółki niedzielne -ostatni, według mnie, etap na drodze do asymilacji mniejszości narodowych na Litwie. Takie propozycje mogą wysuwać tylko nacjonaliści, nieudolnie podający się za liberałów, których trudno sobie wyobrażam bez przedrostka nac-. Na przykład, taki Pan Gintaras Steponavičius - liberał, który nie da Polakom litewskim z wiadomej przyczyny o sobie zapomnieć - i to po wsze czasy!

Temu adwersarzowi powiem jeszcze jedno,co mu się na pewno nie spodoba, że na Litwie nie ma szkół polskich, bo nie wykłada się w nich ani historii, ani geografii Polski, nie ma lekcji z zakresu kultury i obyczajowości polskiej. Są to szkoły litewskie, w których większość przedmiotów wykłada się jeszcze w języku polskim, ale nie za górami ten czas, kiedy w tym języku będzie wykładany jedynie język polski, przynajmniej tak planują ci “reformatorzy” szkolnictwa mniejszości narodowych. Ogromna większość podręczników w tych szkołach jest tłumaczeniem z litewskiego - i nie zawsze poprawnym.

Oponent “ Vytaudas” zaś operuje danymi z roku 1912, według których południowa Wileńszczyzna była w większości litewska. Ten ktoś jest w błędzie, po pierwsze, dlatego że posługuje się informacją opartą o carskie spisy i, po drugie, jak to Litwin, nie odróżnia Litwinów historycznych od etnicznych. Ci historyczni Litwini (Starolitwini), którzy w wiekach XIII-XIV podlegli rutenizacji i posługiwali się językiem staroruskim (zachodni wariant), w połowie wieku XVI zaczęli polonizować się (magnateria, szlachta), przyjmując język polski, ale zostawili sobie nazwę Litwinów, tyle że polskojęzycznych. Chłopstwo zaś na tych terenach do połowy XIX wieku pozostawało ruskojęzyczne lub rusko-polskojęzyczne, ale po powstaniu styczniowym zaczęło przyjmować język polski jako swoisty sprzeciw wobec wzmożonej rusyfikacji po upadku powstania. Nie zapominajmy też, że byli oni katolikami, a kościół w tamtych czasach odgrywał ważną rolę w wychowaniu patriotycznym narodu. Z tego wszystkiego wynika, że Lucjana Żeligowskiego spotykali z kwiatami na tych terenach już Polacy, ale o dwojakim pochodzeniu: dawnego starolitewskiego oraz napływowego, w szczególności po roku 1569.
Powracając do naszych czasów, należy stwierdzić, że nasze dzisiejsze władze, jak te z lat 1918-1940 na Litwie Kowieńskiej, poszły nie szeroką drogą Wielkiego Księstwa Litewskiego, ale wąską ścieżką państwa narodowego, które w tym wieku czeka walka o przetrwanie. Stąd ich najważniejszym celem, do którego one uparcie zmierzają bez względu na to, kto w danym momencie sprawuje władzę: ”lewica” czy "prawica", jest lituanizacja oświaty mniejszości narodowych, a poprzez nią tychże mniejszości, by (Nowo)Litwini przetrwali jako naród.
Już pięć lat żyjemy na Litwie bez ustawy o mniejszościach narodowych. Czy to jest możliwe w kraju UE i co na to władze unijne, których jednym z kierowników jest przedstawiciel Polski? Kogo on słucha? Wiem, ale nie powiem, bo zaliczą mnie jeszcze do agentów dużego sąsiedniego państwa.

Source
Wszelkie informacje opublikowane na DELFI zabrania się publikować na innych portalach internetowych, w mediach papierowych lub w inny sposób rozpowszechniać bez zgody DELFI. Jeśli zgoda DELFI zostanie uzyskana, trzeba obowiązkowo podać DELFI jako źródło.
pl.delfi.lt
Comment Show discussion (160)