Wraz z ułaskawieniem Łucenki gest władz w Kijowie wobec Unii Europejskiej został wykonany, pytanie czy okaże się wystarczający? Interesujące są również okoliczności tej decyzji. Nie sposób uwolnić się od myśli, że informacja ta pojawiła się tuż po nagłośnieniu przez rosyjskie media kwestii powrotu do idei Pieremyczki, czyli gazociągu, który omijałby Ukrainę i poprzez polskie terytorium zaopatrywał w gaz Słowację i Węgry.

Nie odczytywałbym jednak tych wydarzeń jako próby określenia się Janukowycza po stronie integracji z Unią Europejską. Polityczny balans będzie kontynuowany, niebawem staniemy się zapewne świadkami rosyjskiej marchewki (skoro kij już był), później gestu ukraińskiego równoważącego relacje Kijowa ze swoim wschodnim i zachodnim wektorem politycznym. Ten rytuał odbywa się przecież regularnie od lat, niekiedy tak jak w przypadku Łucenki w sposób spektakularny, innym razem nieco w cieniu- jak podczas powołania przez Moskwę strefy wolnego handlu na obszarze Wspólnoty Niepodległych Państw pod koniec polskiej prezydencji w UE i w opozycji do niej.

Domyślnym model jaki chce realizować lider niebieskich zawiera się w haśle zjeść ciastko i mieć ciastko. W tym sensie podpisanie i ratyfikowanie umowy stowarzyszeniowej z UE oczywiście wchodzi w grę, ale tylko w przypadku wypracowania specjalnego statusu Ukrainy w obrębie Unii Celnej Rosji, Białorusi i Kazachstanu. Ten specjalny model to oczywiście forsowany przez Janukowycza projekt 3+1.