Kiedy wjechaliśmy na Bukowinę, doznaliśmy szoku estetycznego. Jest to region niewiarygodnie malowniczy, wyróżniający się przede wszystkim niespotykaną gdzie indziej spójnością między naturalnym krajobrazem a tym, co wybudował człowiek. Kamienne cerkwie zdają się wyrastać z ziemi, współgrają z drzewami, formą i oczarowują kolorami malowideł ściennych. Zdrowa żywność z miejscowych pofałdowanych pól i piękno Bukowiny przyciągają coraz więcej turystów.

Zabytki

Mało gdzie znajdziemy tyle cerkwi, które przetrwały – nierzadko od średniowiecza – w niezmienionym kształcie. Zagęszczenie zabytków prawosławnej sztuki sakralnej wpisanych na listę światowego dziedzictwa UNESCO jest nieporównywalne z innymi miejscami na świecie. Można tu wręcz „przebierać” w monasterach i cerkwiach z początku drugiego tysiąclecia. Monastery w Humorze, Worońcu, Mołdowicy, Suczawicy stanowią obowiązkowe punkty na mapie zwiedzania – to przez te miejsca przelewa się największa fala turystów. Najważniejsze, że zabytkowe świątynie są działające – można się w nich pomodlić, porozmawiać z Bogiem. Uczestnictwo w nabożeństwach sprawowanych w języku rumuńskim jest również bardzo ciekawym doświadczeniem, pozwalającym dobitnie odczuć zróżnicowanie kulturowe europejskiego prawosławia.

Zabytki się nie tylko zwiedza. Na Bukowinie w zabytkach można też zamieszkać. Na przykład w monasterze Dragomirna można za dodatkową opłatą spędzić noc w surowej celi mniszej. Dawne stajnie i domostwa zamienia się powoli na ośrodki dla gości – niekoniecznie drogie. Bum turystyczny dopiero się zaczyna. Zaczęto odnawiać stare, często porzucone gospodarstwa i przystosowywać je do turystyki. Chłopskie domy bez prądu i wody powoli zmieniają się w wygodne apartamenty o wysokim standardzie. Na szczęście, ci, którzy cenią sobie „nieskalane” luksusem życie w bukowińskiej wsi, bez problemu mogą go zaznać wynajmując pokoik we wsi rumuńskiej lub polskiej – tak, tak, polskiej! 

Co jeść?

Dawną Bukowinę łatwo odnaleźć w potrawach – potrawy w mniej luksusowych restauracjach nie są drogie. Zjemy tu kaszę kukurydzianą zwaną mamałygą, sarmale – odpowiednik naszych gołąbków w liściach winogron, friptura – przepyszne mięso z grilla, no i moje ulubione danie, salata de vinete – przetarte bakłażany z przyprawami. Ostre papryczki podawane są do wszystkich zup, polecam ciorbę, która konsystencją nieco odbiega od naszych przyzwyczajeń, ale naprawdę może smakować, polubią ją miłośnicy zup na zakwasie. Zakochałem się w rumuńskiej kuchni, ponieważ obojętnie, co się przyrządza, używa się świeżych produktów o wysokiej jakości z dodatkiem wyrazistych przypraw. 

Odkryj swoją Bukowinę 
Tutaj jest jeszcze masa miejsc niezadeptanych, nieobfotografowanych z każdej strony. Wystarczy nieco zboczyć z najbardziej oczywistych szlaków, by odkryć dla siebie uroczą wieś, dom, restauracyjkę, pasjonujący zabytek albo polskie wsie! 

Polskie wsie – gratka dla wrażliwych i myślących 
Na Bukowinie znajdują się trzy polskie wsie. Początki obecności żywiołu polskiego na Bukowinie sięgają przełomu XV i XVI w., zwarta akcja osadnicza przypada na koniec wieku XVIII. Na przełomie XVIII i XIX w. znacząco osiedlili się tu górnicy z Galicji, chłopi ze Śląska Cieszyńskiego i południowej Małopolski oraz górale z Czadeckiego. Na początku lat 30. XIX w. Polonię zasilili powstańcy z Polski. Ostatnie dziesięciolecie XIX w. to migracja Polaków na dużą skalę. Szczególną grupą byli górale czadeccy, którzy pozostając w izolacji od otaczającej ludności rusińskiej i mołdawskiej oraz kolonistów niemieckich, zawierali małżeństwa wewnątrz własnej grupy lub z osadnikami z innych terenów Polski. Jak widać, omawiani Polacy byli zróżnicowani etnograficznie, badacze podkreślają również, że o kształtowaniu się polskości ideologicznej możemy raczej mówić dopiero po przybyciu ich na Bukowinę. Rozmowa z ludźmi tam mieszkającymi to propozycja dla tych, którzy chcieliby ich historię poznać trochę głębiej, zobaczyć, jacy są naprawdę, dowiedzieć się tego, o czym nie wspominają przewodniki. Wraz z fotografem spędziliśmy tam trochę czasu, odłączając się od grupy pozwoliliśmy sobie na nawiązanie kilku ciekawych znajomości i rozmów niekontrolowanych. Tutaj jeszcze nie ma traktorów, ludzie uprawiają przydomowe ogródki, a na stodołach suszą się powiązane wiązki cebuli – piękne. I co najciekawsze, udało nam się nakłonić ludzi, by się przed nami chociaż minimalnie otworzyli, żeby zaczęli mówić własną gwarą – swoją drogą, jest to raj dla językoznawców i badaczy historii języka polskiego. To jest skarb przed wiekami wywieziony z Polski, teraz ten skarb, niepielęgnowany, po prostu zanika. Mieszkańcy tych wsi rozmawiają między sobą gwarą, ale nie da się ukryć, że traktują ją jako coś wstydliwego, niepełnowartościowego i przy nas rozmawiają wyuczoną podręcznikową polszczyzną, nawet jeżeli sprawia im to wielką trudność. Z jednej strony, odczuwam dumę, z Domów Polskich budowanych dzięki dotacjom z polskiego MSZ – Polska jawi się tu jako państwo opiekuńcze, lecz z drugiej strony, mam mieszane uczucia, że znika coś naturalnego, autentycznego – może tego nie da się uniknąć, ale rodzi się we mnie pewien niepokój. Może jednak dałoby się chociaż spowolnić ten proces. „Wielu te powtórne przysposabianie do polskości może przeszkadzać, ale alternatywą jest całkowita utrata dziedzictwa i rozpłynięcie się w kulturze rumuńskiej” – opowiada jeden z mieszkańców polskiej wsi. 

Ludzie, których spotkałem, balansują na chwiejnej linie zawieszonej w cieniu współczesnej Polski, między własną tradycją a nowoczesnością (tą polską i rumuńską). – Chcielibyśmy do nich wrócić za 10-20 lat – zastanawiamy się z fotografem. Sami jesteśmy ciekawi, kogo wtedy zastaniemy. Wszystkie systemy, również ten dzisiejszy – prą do celu bez wahań, nie lubią niuansów, nie uczą się na błędach, taka polityka zostawia rozbitków. Tutaj widać, że Ci ludzie po prostu nie mają szansy na indywidualny wybór tożsamości. Część z nich podlega procesowi asymilacji, chce jak najszybciej wyjechać do pracy w Bukareszcie i nie w głowie im zwracanie uwagi na polskie pochodzenie. Część młodych chce dobrze nauczyć się współczesnego języka polskiego i wyjechać do Polski na studia, osiedlić się w kraju nad Wisłą. Jednego jestem pewien, nowe pokolenie zmieni obraz tych wsi. Reasumując bez historycznego i politycznego tła, przybysz na Bukowinę jest głuchy i ślepy. Z bagażem tych wiadomości inaczej odbiera się uprzejme uśmiechy i gościnność gospodarzy, inaczej popija się drinki, inaczej ogląda miejscowe zabytki i domostwa. 

Polak katolik 
Tak, ten stereotyp jest tu podtrzymywany jak nigdzie indziej. Jakież zdziwienie na twarzach tutejszych mieszkańców wywoływała informacja, że wśród dziennikarzy z Polski jest dwóch prawosławnych. W rozmowie z organizatorem zapytałem o prawosławnych Polaków na Bukowinie, w odpowiedzi usłyszałem, że „nawet do głowy by mu nie przyszło, żeby Polak został ortodoksem”. W grupie dziennikarzy byli jeszcze agnostycy, którzy byli„nawracani” przez miejscowych słowami: „Jeszcze nie uwierzyłeś w Boga? Przecież nawet ortodoksi w coś wierzą”.

To mnie upewniło, że tutaj ludzie może i żyli w pokoju, ale nie wiedząc o sobie zupełnie nic, i tak jest do dzisiaj. Nie mówię tutaj o sentymentalnym ekumenizmie, mówię o posiadaniu świadomości, kim jest sąsiad i w co wierzy. Taka obserwacja to niezwykle ciekawe doświadczenie, które należy przyjmować z rezerwą i uśmiechem. Zapewne niektóre analogiczne postawy można zaobserwować w niektórych prawosławnych parafiach w Polsce, szczególnie w tych identyfikujących się z konkretną mniejszością narodową, kiedy płaszczyzna narodowa i religijna zbyt mocno się na siebie nakładą. No i smaczek – podczas jednej z wizyt w szkole podstawowej w Pojanie Mikuli nauczycielka polskiego „przypadkiem” tego dnia przeprowadziła lekcję na temat papieża Jana Pawła II, nie starła z tablicy tematu lekcji: „Myśląc Ojczyzna. 1.Jak nazywa się papież? Papież nazywa się Jan Paweł II. 2.Gdzie urodził się? Urodził się w Wadowicach. 3.W jakim kraju mieszka? Mieszka w Polsce. 4.W jakim mieście? W mieście Kraków.” Nie komentując spojrzeliśmy na siebie wymownie. 

Powstają pierwsze szlaki turystyczne 

Po wsiach najlepiej chodzić pieszo, żeby lepiej rozejrzeć się po okolicy. Włóżmy wygodne buty i ruszajmy krętym szlakiem w dół, z końca wsi Poiana Tarsicior nad jeziorko, następnie spacer po Obcina Fagului i zejście do Solki. Idzie się przez las obłędnie pachnący igliwiem i żywicą świerków oraz usłany bukami. Co jakiś czas drzewa rzedną i otwierają się widoki na polany i doliny. 

Odwiedzamy kolejną polską wieś 

Warto też odwiedzić wieś Pleszę. To kilkadziesiąt domów skupionych wokół urokliwego kościółka, otoczonego cmentarzem, na którym dopiero teraz zaczęto umieszczać na nagrobkach nazwiska, wcześniej ludność opiekowała się cmentarzem w całości, co było świadectwem wytworzonych we wspólnocie więzi. Teraz, jak mówią miejscowi, wszystko zaczyna się zmieniać, ludzie już sobie mniej pomagają, gonią za pieniądzem, a na cmentarzu zaczynają się pojawiać nagrobki w formie marmurowych „klocków”, które zrobiły furorę w kraju pochodzenia ich odległych przodków – mam tylko nadzieję, że to nie my w Polsce daliśmy im taki przykład. W odległe czasy przenoszą nas piękne w swej prostocie krzyże – świadkowie wiary i historii. 

W Pleszy ruszyła budowa Domu Polskiego. Odgrywają one ważną rolę w procesie ponownego przysposabiania tych ludzi do polskości, którzy z powrotem starają się stać jej częścią. Tutejsza „polskość” może być wykorzystywana jako narzędzie do zarabiania pieniędzy. Podobno zaczęły się pojawiać autokarowe wycieczki Polaków, które wpadają na chwilę do wsi, fotografują miejscowych niczym muzealne eksponaty, wsiadają do autokaru i tyle po nich, a przecież nawet odpoczywając można zatrzymać się i porozmawiać z miejscowymi o tym, czym i jak żyją. Taka rozmowa to już mały akt solidarności, który czyni różnicę – otwiera oczy i wywraca obraz, jaki zaoferował nam przewodnik i kolorowy folder. Oczywiście, należy też uważać na „twórców” miejscowej historii i nieskalanego portretu Polaków na obczyźnie. Beneficjentami takiego podróżowania są zwykle ci, którzy sprawują władzę nad słabszymi. To oni chcą, by oślepiały nas urocze widoki i byśmy nie widzieli tych wszystkich „wstydliwych” dla niektórych procesów. Takie podróżowanie nie bardzo kształci, raczej zaciemnia. Nie trzeba być reporterem, pisarzem, badaczem, by podróżować twórczo i świadomie. 

Rumuńskie i polskie prawosławie 

Jadąc na Bukowinę warto uświadomić sobie, jak żywe były i są relacje pomiędzy naszymi Kościołami. Dzieje prawosławia w Polsce i w Rumunii przez stulecia się splatały. Warto przywołać kilka informacji ze wspólnej historii. Ciekawostką jest fakt, że metropolita Mołdawii Dosoftei (1624-1693), który wprowadził do liturgii język rumuński, swoje dzieło „Psaltirea pre versuri tomita” wzorował na „Psalmach” Kochanowskiego. Najbardziej znaną postacią łączącą dwa narody – polski i rumuński – jest Piotr Mohyła, metropolita kijowski, święty, wywodzący się z mołdawskiego rodu Mohyłów. Rumuński Kościół Prawosławny jako pierwszy uznał autokefalię polskiego prawosławia. Z historycznych ciekawostek warto dodać, że po śmierci króla Ferdynanda I (1927 r.) w warszawskim soborze prawosławnym odbyło się uroczyste nabożeństwo żałobne z udziałem m.in. marszałka Józefa Piłsudskiego, co świadczy o randze relacji między Polską a Rumunią. Król Karol II podczas wizyty w Polsce w 1938 r. odwiedził sobór Marii Magdaleny w Warszawie. W 2000 roku do Polski na zaproszenie Soboru Biskupów Polskiego Autokefalicznego Kościoła Prawosławnego (PAKP) przybył patriarcha Teoktyst. Na przełomie czerwca i lipca 2004 r. Rumunię odwiedził metropolita Sawa, który uczestniczył w uroczystościach poświęconych 500-leciu śmierci św. Stefana Wielkiego – jednego z największych mołdawskich władców. W Polsce przebywał również obecny patriarcha Daniel. Rumuński Kościół Prawosławny szczególnie uczcił pamięć ofiar katastrofy pod Smoleńskiem w 2010 r. Wspominano pamięć abp. Mirona, który rok wcześniej przebywał w Rumunii na czele delegacji Polskiego Autokefalicznego Kościoła Prawosławnego. Depesza kondolencyjna do patriarchy Daniela została wysłana do metropolity Sawy i Bronisława Komorowskiego. 

Podróż niewymyślona 

Pojechaliśmy tam z grupą dziennikarzy z mediów z całej Polski. Spędziliśmy na Bukowinie trochę czasu. Organizatorzy obwieźli nas, nakarmili, porozmawiali z nami, opowiedzieli wiele historii – i za to wszystko wielkie dzięki. Ale część z nas się organizatorom wymykała. Bo jeżeli fotograf miał zrobić dobre zdjęcie, to musiał się zatrzymać, wejść w relację z otoczeniem, a Tomasz Poskrobko fotografuje czadersko! Dlatego warto było zdobyć dla Czytelników cerkiew.pl ten materiał. Mnie przypadła rola napisania reportażu z Bukowiny, dlatego zależało mi na tym, żeby „dotknąć” tutejszych ludzi, pomodlić się w tutejszych monasterach, zachwycić się kuchnią i wypić naprawdę dobre, miejscowe wino. Przeżyć coś indywidualnego, np. dostać od rumuńskiej mniszki karteczkę z imieniem jej niedawno zmarłej matki z prośbą o modlitwę, aby dopełniając zobowiązania na polskiej ziemi dobitnie poczuć powszechność Kościoła prawosławnego. To była też ogromna odpowiedzialność, bo interpretuję to wszystko, co przeżyłem po swojemu, subiektywnie. Ten tekst to wynik spotkań z niewymyślonymi ludźmi i pamięcią po prawdziwych ludziach. 

Tomasz Tarasiuk  pracuje w Stowarzyszeniu Interwencji Prawnej w Warszawie. Absolwent UMCS w Lublinie i Prawosławnego Seminarium Duchownego w Warszawie. Naukowo związany z Instytutem Sztuki PAN w Warszawie, gdzie pracuje nad rozprawą doktorską. Lubi podróże i warszawskie kina studyjne.

Source
Wszelkie informacje opublikowane na DELFI zabrania się publikować na innych portalach internetowych, w mediach papierowych lub w inny sposób rozpowszechniać bez zgody DELFI. Jeśli zgoda DELFI zostanie uzyskana, trzeba obowiązkowo podać DELFI jako źródło.
pl.delfi.lt
Comment Show discussion (8)