Twój blog Misja: K.S.I.Ą.Ż.K.A. obecnie znalazł się w finale konkursu na najlepszy blog z Gdańska. Skąd pomysł na blog? Jak oceniasz własne szanse?

Kiedy razem z moją koleżanką Kasią, która jest współautorką Misji, postanowiłyśmy przejść „na swoje”, czyli zamiast pisywać w serwisach poświęconych książkom założyć własnego bloga, podeszłyśmy do sprawy praktycznie. Aby zaistnieć w blogosferze, musisz być albo kontrowersyjny i dużo krzyczeć, albo mieć pomysł na siebie.

Nasz pomysł – duet agentek, które dźwigają polskie czytelnictwo – spotyka się z bardzo przychylnym odbiorem. Stawiamy na „pracę u podstaw”. Pisząc przystępnie, często z przymrużeniem oka, trafiamy nawet do tych, co czytaniem zainteresowani nie są. I to jest najfajniejsze.
Być może dlatego w finale konkursu Blog of Gdańsk jesteśmy już po raz drugi. Liczę na to, że mimo naprawdę silnej konkurencji, uda nam się w tym roku trafić do ścisłej czołówki.

Dlaczego Twój blog jest poświęcony książce, jak na XXI w. jest to trochę staroświecka forma przekazu? Filmy czy gry komputerowe są bardziej na topie...

Z raportu Biblioteki Narodowej wynika, że ponad połowa Polaków (a dokładniej – 56 proc.) w poprzednim roku ani razu nie zajrzała do żadnej książki – nawet kucharskiej. Specjaliści biją też na alarm z powodu problemów z rozumieniem tekstu. Wbrew pozorom, problem ten dotyka już nie tylko najuboższych czy niewykształconych. W tym samym raporcie możemy przeczytać, że 20 proc. osób z wykształceniem wyższym nie przeczytało w ubiegłym roku ani jednej książki. Czyli, obrazowo mówiąc, co piąta spotkana osoba w ogóle nie czyta nic poza nagłówkami gazet i serwisów informacyjnych.

Nie wiem, jak ciebie, ale mnie takie statystyki przerażają. Może dlatego, że odkąd pamiętam, książki zawsze były w moim domu. Zanim nauczyłam się czytać sama, bajki czytała mi moja mama. Mamy jeszcze gdzieś w domu książki z serii „Poczytaj mi, mamo”, które przywieźliśmy z Polski w latach osiemdziesiątych. Pamiętam, jak na granicy celnicy z niedowierzaniem patrzyli na stertę książek w bagażniku zielonego Zaporożca ojca – kto normalny wiezie tyle książek?

I nie, zupełnie nie zgadzam się ze stwierdzeniem, że książka jest staroświecką formą przekazu. Zauważ, że rynek wydawniczy też ewoluuje. Jeszcze parę lat temu posiadanie czytnika e-booków było uważane za dziwactwo, dzisiaj mój Kindle jest jak telefon komórkowy i klucze od domu – zawsze w torebce.

|Od pewnego czasu można usłyszeć prognozy, że za kilka lat papierowa książka zniknie. Czy zgadzasz się z tym? Jaka jest przyszłość książki?

Myślę, że w chwili obecnej papierowym książkom bardziej zagraża spadek zainteresowania w ogóle czytaniem, niż nowoczesne technologie. Jednak w perspektywie długofalowej papier rzeczywiście może odejść do lamusa. Może to zabrzmi obrazoburczo, ale nie widzę w tym niczego złego – na pewnym etapie rozwoju technologii ludzie zrezygnowali z pisania gęsim piórem czy drewnianych liczydeł. I nikt z nas do tego nie tęskni.
Może daleko nam do Japonii, gdzie rekordy popularności biją „powieści komórkowe”, pisane na komórkach przez zwykłych ludzi i udostępniane innym do czytania również na ekranie telefonu. Ale rzeczywiście wszystko się zmienia. Nawet posłowie od jakiegoś czasu czytają raporty i projekty ustaw na tabletach.

Na swym blogu publikujesz nie tylko recenzje, ale również ogłaszasz konkursy z nagrodami. Czy książki kupujesz za własne pieniądze, czy pochodzą od wydawnictw? Czy wydawnictwa chętnie idą na współpracę?

Dążę do tego, aby recenzje stanowiły tylko część treści na Misji. Obok wywiadów czy tekstów na tematy „okołoksiążkowe” organizujemy też konkursy. Książki na nagrody udostępniają nam wydawnictwa, z którymi współpracujemy. Bardzo cenię naszą współpracę, nie tylko z powodu książek, którymi możemy obdarować naszych czytelników, ale również ze względu na to, że dzięki nim trzymam rękę na pulsie. Wiem, co nowego się pojawia na rynku, jakie nazwiska są na topie, kogo i gdzie można spotkać etc.

Współpraca z blogerami jest nowym trendem w marketingu internetowym. Na razie jesteśmy na etapie docierania się i szukania takich form współpracy, które będą atrakcyjne dla obu stron. Nie każdy też jeszcze rozumie, że taka współpraca nie odbywa się na zasadzie „dam ci coś, a ty napiszesz, że to jest fajne”. Takie stawianie sprawy powoduje niechęć do danej firmy, a nikt już się nie boi mówić i pisać o tym, kogo i dlaczego nie lubi.

Część miedioznawców twierdzi, że za kilka lat blogi będą miały taką samą pozycję co prasa internetowa. Czy zgadzasz się z tym?

To już się dzieje. Poziom prasy popularnej spada, a poziom blogów rośnie. Odnoszę wrażenie, że w serwisach informacyjnych wygrywa pogoń za „newsem”, a o tym co ważne coraz częściej pisze blogosfera. Są ludzie, którzy żyją z pisania blogów, ale ci co piszą tylko w wolnym czasie też piszą o tym, na czym się znają.

Jak oceniasz współczesną polską literaturę? Jakie książki i jakich autorów lubisz najbardziej?

Wychodzę z założenia, że wszystkiego i tak nie przeczytam, dlatego sięgam tylko po to, co mnie interesuje. Mniej rozczarowań i więcej pożytku. Wyrosłam na literaturze podróżniczej i przygodowej (Fiedler, May, Verne), dlatego teraz też najczęściej sięgam po reportaże i „powieści drogi”. Śledzę nominacje do nagrody Nike i nagrody im. R. Kapuścińskiego.

Samo to, że ktoś zostanie nominowany do ważnej nagrody wcale nie znaczy, że jego twórczość przemówi i do mnie. Jednak jest to jakiś sposób na odkrywanie nazwisk i tytułów wartych uwagi. My w szkołach polskich na Litwie skupiamy się najbardziej na polskim romantyzmie, Młodej Polsce (przynajmniej tak było za moich czasów), co jest zrozumiałe, bo daje podstawy do rozumienia późniejszej literatury. Ale tak naprawdę mało kto samodzielnie sięga po współczesnych pisarzy. Bo i dostęp do nich jest na Litwie ograniczony. Dobrze, że działa Instytut Polski w Wilnie, to stamtąd wypożyczyłam w swoim czasie Tokarczuk i odkryłam, że Polska nie tylko Mickiewiczem i Miłoszem stoi.

Ostatnio zaczytuję się w reportażach Lidii Ostałowskiej i Jacka Hugo-Badera, czekam na coś nowego od Olgi Tokarczuk. Mam mnóstwo znajomych, którzy są miłośnikami polskiej fantastyki i za ich namową nadrabiam Stanisława Lema i współczesnych pisarzy tego nurtu.

Na co dzień pracujesz jako tłumaczka. W wolnym czasie prowadzisz bloga. Z tego co wiem, masz również pracownię artystyczną oraz organizujesz sesje zdjęciowe. Czy mogłabyś przybliżyć czytelnikom tę stronę swojej działalności?

Gdy ktoś pyta, jak zarabiam na życie, odpowiadam pół żartem, że jestem humanistą-freelancerem: za pieniądze piszę, redaguję, pracuję w projektach kulturalnych. Z wykształcenia jestem tłumaczem i jest to jedno z tych zajęć, które wiąże się z ciągłą nauką i poszerzaniem horyzontów. Stąd co jakiś czas pojawiają się nowe pasje.
Fotografia pochłonęła mnie znienacka i całkowicie. Może kiedyś wyniknie z tego coś więcej, na razie szlifuję warsztat i cieszę się, że to co robię, podoba się innym. Z kolei pracownia była moim studenckim pomysłem na firmę, którą do dziś się zajmuję i choć coraz więcej pracuję w zawodzie, to mam nadzieję, że jeszcze przez lata będzie dla mnie swojego rodzaju odskocznią.

Jesteś z Wilna, mieszkasz i prowadzisz bloga w Trójmeście, jak znalazłaś się w tym mieście? Jakie są różnice między Gdańskiem a Wilnem?

W tym roku minęło 10 lat od mojego wyjazdu do Polski. Do Gdańska przyjechałam na studia i początkowo byłam pewna, że wrócę na Litwę. Jednak gdy skończyłam naukę, a w międzyczasie minęło kilka lat, nagle odkryłam, że czuję się tutaj jak u siebie.

Trójmiasto jest bardzo specyficzne. Metropolia składa się z trzech kompletnie różnych miast, które mimo tych różnic, doskonale się uzupełniają. Gdynia stawia na nowoczesność, dynamicznie się rozwija, a na kulturalnej mapie Polski zapisała się Festiwalem Polskich Filmów Fabularnych oraz festiwalem Open’er. Sopot słynie ze swojej imprezowej atmosfery, ale wystarczy zejść z głównej ulicy, żeby trafić między drewniane domy i przedwojenne wille, wprawiające w nostalgiczny nastrój. Z kolei tym, co wyróżnia Gdańsk na tle innych miast, jest jego historia. Wydaje mi się, że Polacy często nie doceniają potencjału, jaki w tym drzemie, bo historyczny Gdańsk to nie tylko śliczna starówka i Jarmark Dominikański.

Gdańsk był jednym z pretendentów na Europejską Stolicę Kultury 2016 i w związku z tym podjęto wiele ciekawych inicjatyw kulturalnych, które rozruszały miasto. Działaniom tym przyświecało motto „Wolność Kultury, Kultura Wolności”, co doskonale wpisuje się w obraz Gdańska jako kolebki idei wolności, która ostatecznie obaliła komunizm. Wprawdzie tytułu ESK 2016 miasto nie otrzymało, ale kulturalne wydarzenia zagościły u nas na stałe.

Nie doszukuję się różnic czy podobieństw między Wilnem a Gdańskiem. Wilno zawsze będzie moją małą ojczyzną i trudno mi na nie patrzeć bez sentymentu.

Source
Wszelkie informacje opublikowane na DELFI zabrania się publikować na innych portalach internetowych, w mediach papierowych lub w inny sposób rozpowszechniać bez zgody DELFI. Jeśli zgoda DELFI zostanie uzyskana, trzeba obowiązkowo podać DELFI jako źródło.
pl.delfi.lt
Comment Show discussion (36)