Korespondent ”Gazety Wyborczej” na Białorusi i działacz opozycyjny Andrzej Poczobut został w sobotę zwolniony z więzienia w Grodnie. Białoruski śledczy powiadomił żonę Poczobuta , że jej mąż został zwolniony z aresztu pod warunkiem, że podpisze zobowiązanie do nieopuszczania miejsca zamieszkania. Andrzej Poczobut teraz będzie oczekiwał na rozprawę. Poczobutowi przedstawiono zarzuty zniesławienia prezydenta Alaksandra Łukaszenki. Podstawą zarzutów są artykuły Poczobuta zamieszczone na opozycyjnych internetowych serwisach ”Biełorusskij Partyzan” i ”Karta'97”.
Na Poczobucie ciąży już wyrok trzech lat więzienia w zawieszeniu na dwa lata za zniesławienie Łukaszenki, wydany w lipcu 2011 roku. Wtedy podstawą wyroku było osiem artykułów w "GW", jeden na ”Biełorusskim Partyzanie” i jeden na prywatnym blogu. Teraz grozi mu też odwieszenie tego wyroku. „W głowie kotłuje mi się wyrok: siedem lat dziewięć miesięcy. Tyle mi grozi. Arytmetyka jest bardzo prosta. Za powtórne zniesławienie Łukaszenki grozi do pięciu lat pozbawienia wolności. Do tego trzeba dodać trzy lata w zawieszeniu, które już mam od zeszłego roku i które sąd musi uwzględnić, wydając nowy wyrok. Trzeba jednak odjąć trzy miesiące, które wcześniej przesiedziałem przed poprzednią rozprawą. Jak mnie posadzą, to wyjdę w 2020“ — napisał w „Gazecie Wyborczej” Andrzej Poczobut.
Andrzej Poczobut w rozmowie z redakcyjnym kolegą zaznaczył, że nie zamierza zaprzestać swojej opozycyjnej działalności. „Dlaczego mnie zwolniono? Czego ode mnie chcą białoruskie władze? Czy chcą, bym zaprzestał pisać? Myślę sobie, że na pewno im na tym zależy. Czy chcą przy okazji zastraszyć innych dziennikarzy? Bez wątpienia. Na razie nie znam jednak odpowiedzi na wszystkie te pytania“ — napisał Poczobut.
