– Przede wszystkim mieliśmy rozczarowanie spotkaniem w Doha. Nie została podjęta decyzja o zamrożeniu wielkości produkcji na poziomach ze stycznia – mówi agencji informacyjnej Newseria Inwestor Szymon Zajkowski, analityk DM mBanku. – Tym samym najwięksi producenci ropy na świecie mogą dalej zwiększać produkcję. To oczywiście nakłada presję spadkową na notowania ropy. W poniedziałek zniżkowała już nawet o 7 proc. Nie należy wykluczyć tego, że w kolejnych dniach ropa dalej będzie taniała i za baryłkę ropy Brent zapłacimy jedynie 35 dol.

W niedzielę przedstawiciele kilkunastu państw producentów ropy spotkali się w Dosze, stolicy Kataru, by negocjować ograniczenie produkcji ropy, której nadpodaż tłamsi ich zyski. Ekonomiści z równym prawdopodobieństwem obstawiali osiągnięcie porozumienia i jego brak. Rację mieli ci ostatni.

Na otwarciu pierwszej w tym tygodniu sesji europejska ropa Brent potaniała z ok. 43 dol. za baryłkę do 40,6 dol. Po południu wróciła jednak powyżej 42 dol. Z kolei amerykańska ropa WTI po porannym spadku poniżej 40 dol. również odbiła do poziomów wyższych niż przed weekendem. Jak podkreśla analityk, brak porozumienia oznacza jednak utrzymywanie, a może i zwiększanie nadpodaży surowca, co może jeszcze obniżyć ceny. Zaznacza przy tym, że znaczącego przełożenia na niższe opłaty na stacjach nie należy się spodziewać.

– Ceny paliw na stacjach benzynowych być może spadną, ale jedynie lekko – zastrzega Zajkowski. – Tutaj relacja nie jest taka bezpośrednia. Spadki ceny ropy nie przekładają się natychmiast na spadki cen paliw. W grę wchodzi również kurs złotego do dolara. Poza tym w dłuższej perspektywie notowania ropy powinny lekko zwyżkować, a co za tym idzie – również na stacjach benzynowych te ceny powinny systematycznie lekko rosnąć.

Na świecie dziennie produkuje się ok. 33 mln baryłek ropy. Ostatni odczyt zapasów ropy w Stanach (w tygodniu do 10 kwietnia) znów pokazał nadspodziewany ich wzrost – o 6,6 mln baryłek, a spodziewano się przyrostu o 1 mln. Ponieważ z powodu nadpodaży surowiec potaniał w ciągu półtora roku o trzy czwarte, państwa zrzeszone w OPEC oraz inni producenci, zwłaszcza Rosja, podjęli próbę ustalenia mniejszego poziomu produkcji. Szymon Zajkowski podkreśla, że problemem pozostaje jednak Iran, który dopiero od stycznia może znów eksportować ropę na rynki międzynarodowe (po czterech latach sankcji) i nie zamierza ograniczać sobie możliwości rekompensaty utraconych zysków.

– Przede wszystkim spodziewam się dalszych rozmów. Przy czym rynek jest raczej sceptyczny co do podjęcia decyzji zarówno o zamrożeniu, jak i o ograniczeniu produkcji ropy. W najbliższym czasie powinna pozostać presja spadkowa w notowaniach surowca. Dopiero w kolejnych miesiącach, gdy Iran zwiększy swoją produkcję do docelowych poziomów, czyli tych sprzed 2012 roku, przed nałożeniem sankcji na ten kraj, dopiero wtedy być może producenci ropy podejmą jakieś wspólne działania ograniczające produkcję. Wtedy możemy oczekiwać odbicia notowań surowca – przewiduje Zajkowski.

Wraz ze spadkami cen ropy dołowały też światowe indeksy. Giełdy azjatyckie, zwłaszcza japońska, zanotowały wyraźne spadki, podobnie jak Australia. Europejskie indeksy (z wyjątkiem Rosji i Portugalii) ostatecznie wyszły jednak na plus, dotyczy to również GPW.

– W ostatnich miesiącach widać wyraźną zależność między notowaniami ropy a notowaniami akcji. Ostatnie spadki na rynkach akcji wiążą się też z wyprzedażą na rynku ropy. Poza tym cały czas koniunktura na rynkach światowych pozostaje słaba, co uniemożliwia wzrost zysków spółek i kontynuację trendu wzrostowego na rynku akcji z poprzednich lat – wyjaśnia Zajkowski. – Dopóki gospodarka światowa nie wyjdzie na prostą, dopóty nie doczekamy się ponownych wzrostów na rynkach akcji.

Source
Wszelkie informacje opublikowane na DELFI zabrania się publikować na innych portalach internetowych, w mediach papierowych lub w inny sposób rozpowszechniać bez zgody DELFI. Jeśli zgoda DELFI zostanie uzyskana, trzeba obowiązkowo podać DELFI jako źródło.
Comment Show discussion